Aktualności

List Marcina Dyrcza do Premiera Piotra Glińskiego

List Marcina Dyrcza do Premiera Piotra Glińskiego

     Kraków, 24 maja 2017 r.

 

Szanowny Pan
Piotr Gliński
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Protesty zbiorowe nie przynoszą rezultatu, więc piszę ten list tylko w swoim imieniu, w naiwnej może nadziei, że moje stanowisko zostanie przynajmniej przeczytane. Proszę wybaczyć nieoficjalny ton, ale nie wierzę urzędniczej nowomowie, a poza tym piszę w dużych emocjach.

Pozwalam sobie zabrać głos, bo jako widz Narodowego Starego Teatru, który od 12 lat odwiedza regularnie sceny przy Jagiellońskiej i Starowiślnej, czuję się stroną w sprawie. Chciałbym wyrazić swoje zaniepokojenie w związku z planowanymi przez Pana resort zmianami w ważnym dla mnie miejscu. Osobiście dotykają mnie kłamliwe i niesprawiedliwe opinie, które pojawiają się w mediach, wypowiedziach polityków i krytyków nt. kondycji tej sceny w ostatnich latach.

Moją przygodę ze Starym zacząłem nietypowo, bo w szatni, przy obsłudze widowni. Teatr oglądany z tej perspektywy przyniósł zaskakujące dla mnie rozpoznanie: może nie masz jeszcze dobrze skrojonego garnituru, ale Stary Teatr to również miejsce dla ciebie.

Przypadkowo zobaczyłem, że mówi się tu również o mnie, że opowiada się moje doświadczenie, że ktoś tutaj upomina się o moje prawa. Szybko pojąłem, że nie muszę wszystkiego rozumieć, powiązać w logiczną całość, śmiać się w tych samych momentach, co reszta widowni, żeby dostrzec w spektaklu prawdę, dobro, mądrość i choć na chwilę poczuć, że jestem częścią większej całości.

Przez te 12 lat zobaczyłem w Starym mnóstwo gorszych, lepszych i wybitnych spektakli, a od czasu kadencji Jana Klaty śledziłem wszystkie repertuarowe propozycje z wyjątkową uważnością, niektóre oglądając kilkakrotnie. Spędziłem w tym miejscu setki godzin, przegadałem z przyjaciółmi na temat spektakli wiele dusznych od refleksji wieczorów. Mimo nieprzychylności niektórych środowisk, dałem temu teatrowi zielone światło. Dzisiaj wiem, że było warto.

W mojej opinii ten teatr nigdy nie był ostoją jakiejkolwiek ideologii czy dominującej narracji, a jeśli promował konkretny światopogląd, to zawsze opierał się ona przede wszystkim na szacunku wobec drugiego człowieka, wsłuchiwaniu się w jego opowieść oraz – będzie patetycznie – upominał się o nas jako wspólnotę. Tu każdego wieczoru odbywał się dialog i próba zawiązania takiej wspólnoty. Ten teatr nie mamił pięknem, ale opowiadał o realnym życiu tekstami zakurzonych klasyków i przenikliwych współczesnych.

Atakowanie Starego Teatru za to, że był matecznikiem awangardowego eksperymentu i lewicowego światopoglądu, że obrażał narodowe świętości, nie szanował klasyki, uważam za wyjątkowo niesprawiedliwe. Nikt tak konsekwentnie nie upominał się o losy nas jako narodowej wspólnoty jak Stary Teatr w ostatnich latach, nikt tak usilnie nie wierzy, że ciągle ta wspólnota jest możliwa, że pewnie prześniliśmy rewolucję, ale ciągle jest jeszcze czas. Jeśli dało się szansę temu teatrowi, spokojnie odnaleźć coś dla siebie mógł w nim widz o usposobieniu konserwatywnym i postępowym, wierzący i niewierzący, wykształcony i nieco mnie wyedukowany.

Szczególnie dotykają mnie zarzuty, że przez ostatnie 5 lat frekwencyjne sukcesy teatru zapewniło rozdawnictwo biletów. Aktualny przykład z Teatru Polskiego we Wrocławiu pokazuje, że jak się nie ma dobrego programu i nie traktuje widza poważnie, nie pomoże żaden pierwszy czwartek miesiąca, a po widowni będzie hulał wiatr.

Panie Ministrze, ten teatr jest narodowy, nie tylko z nazwy i nie tylko dlatego, że podejmuje ważne dla narodu sprawy. Stworzenie systemu tanich wejściówek to ruch pokazujący, że naród to nie tylko syte miejskie elity, ale także pani ekspedientka z Biedronki, biedujący student, filolog na umowie śmieciowej czy emerytowana nauczycielka polskiego. Oni też tu przychodzili.

Widząc w Starym tłumy dzieci z rodzicami, uczniów, studentów, przedstawicieli średniego pokolenia i seniorów, wzruszałem się, a w głowie zapalała się może naiwna refleksja: im nas tu więcej, im liczniejsza jest widownia przy Jagiellońskiej czy Kameralnej, im bardziej ciasno i duszno, tym poza teatrem więcej powietrza, mniej konfliktów, tych małych i dużych, tych na zewnątrz i w środku. Dlaczego niszczyć coś, co tak świetnie działała? Mój dziadek był prostym rolnikiem i powtarzał, że płodozmian jest dobry, ale gdy ziemia nie rodzi.

Ten teatr zadał mi wiele niewygodnych pytań, uruchomił sporo nierzadko trudnych refleksji, uwrażliwiał na tematy, które były mi obce, na estetyki budzące opór, wzruszał, dawał wytchnienie, wytrącał ze strefy wygodnego komfortu. Jeśli atakował i diagnozował, dostawało się tym z lewa i prawa. Nie infekował określoną ideologią, przestrzegał przed wybieraniem łatwych dróg i gotowych recept. Nie ma przesady w tym, co powiem: stałem się w tym miejscu lepszym człowiekiem, dojrzalszym obywatelem, mądrzejszym synem, czulszym partnerem, uważniejszym przyjacielem. Do teatru nie chodzi się bezkarnie. Pamięta Pan, kto to powiedział?

Mam jeszcze jedną refleksję. Nigdy Pana w Starym nie widziałem. Media doniosły mi, że oglądał Pan „Płatonowa” Konstantina Bogomołowa. Rozminęliśmy się. Nie widziałem w Starym również Pani Wandy Zwinogrodzkiej odpowiedzialnej za sprawy teatralne. W wywiadzie przyznała, że obejrzała z zainteresowaniem „Bitwę warszawską 1920” w reżyserii Moniki Strzępki. Żałuję, że nie dane było Państwu zobaczyć również „Akropolis”, „Edwarda II”, „Hamleta”, „Kopciuszka”, „Kosmosu”, „Króla Leara”, „Nie-Boskiej komedii”, spektaklu „Ojciec matka tunel strachu”, „Pawia królowej”, „Pocztu królów polskich”, „Podopiecznych”, „Sprawy Gorgonowej”, „Triumfu woli”, „Trylogii”, „Wroga ludu”, wreszcie „Wesela”…

Czy niegrzecznym będzie pytanie, na jakiej podstawie oceniają Państwo kierunek ideowy podlegającej ministerstwu jednostki i formułują krytyczne wobec tej sceny zarzuty? Tyle naraz niezobaczonego teatralnego świata. Trochę żal, nie sądzą Państwo?

Nie piszę do Pana jako przedstawiciel przeciwnego obozu, bo do żadnego nie należę. Piszę do Pana jako człowiek, który wierzy, że na tym pierwszym, podstawowym poziomie, pod stołem, który nas dzieli, ciągle mimo wszystko, tajnie trzymamy się za ręce – ja, wnuk podbabiogórskich rolników i Pan, Minister Kultury. Komunikacja jest możliwe. Tego mnie nauczył Narodowy Stary Teatr w ostatnich latach.

Straciłem już jeden teatr we Wrocławiu. Nie chcę stracić drugiego w Krakowie. Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć Pana w Starym, uśmiechnąć się i uścisnąć serdecznie dłoń.

Z wyrazami szacunku,
Marcin Dyrcz

 


Powiązane artykuły